wtorek, 26 czerwca 2012

Siedem dusz/Seven Pounds


"W ciągu siedmiu dni Bóg stworzył świat..."


„Siedem dusz” to film o którym ciężko powiedzieć cokolwiek nie zdradzając całej fabuły. Dlatego tak trudno jest go recenzować. Nawet zwiastuny zostały okrojone tak, żeby nie pokazać nam zbyt dużo. Wiemy tylko, że Will musi komuś pomóc, dokładnie siedmiu osobom, dlaczego akurat siedmiu?
W ciągu siedmiu dni Bóg stworzył świat, a w ciągu siedmiu sekund ja zniszczyłem mój", takie słowa słyszymy na samym początku. Wprowadza nas to w poważny nastrój, który towarzyszy nam do końca. W tym jednym zdaniu zawarta jest też tajemnica głównego bohatera. Skoro on zniszczył swój świat, to w jaki sposób?
Wszystko zaczyna się bardzo zachęcającą sceną. Ben Thomas(Will Smith) dzwoni pod 911, żeby wezwać karetkę do samobójcy, później okazuje się, że tym samobójcą jest on. Dlaczego zdecydował się na taki krok? Czy naprawdę się zabije? W jaki sposób? Początek zostawia w nas wiele pytań. Po takim wstępie może być już tylko lepiej.  
Cały film opiera się na retrospekcjach z życia Bena. Dowiadujemy się, że chce on odkupić swoje winy, naprawiając życie innych. Wyjaśnia się też zagadka siedmiu dusz. Tylko w jaki sposób jest w stanie pomóc osobom kalekim, biednym lub chorym? Tego nie zdradzę, ale sama nie spodziewałam się takiego zakończenia. Powiem wam tylko tyle, że Ben spowodował wypadek w którym zginęła jego żona i dziecko, to chyba wystarczający powód, żeby strać się naprawić życie innych.
„Siedem dusz” to kolejny film Gabriela Muccino, przy którym współpracował z Willem Smithem. Nikogo to pewnie nie dziwi, skoro ich poprzedni film: „W pogoni za szczęściem” zebrał bardzo dobre opinie wśród widzów. Z tym nie jest inaczej. Chodź nie jest to film akcji, utrzymuje widza przed telewizorem przez dwie godziny, w ciągłym napięciu. Starając się nie oderwać wzroku od ekranu, aby nie umknął mu żadna scena, która mogłaby być tą najważniejszą. Fabuła wymaga ciągłego zaangażowania widza, liczy na jego emocjonalność i na pewno na długo zostaje w pamięci. Nie ma w niej też rzeczy przypadkowych, wszystko jest ważne.
Przy fabule należy wspomnieć, że jest to debiut Granta Nieporte’a jako scenarzysty filmowego. Ten telewizyjny autor postanowił spróbować swoich sił w świecie filmu i debiut okazał się bardzo udany. Szkoda tylko, że od tego czasu nie napisał, żadnego innego scenariusza, który zostałby zekranizowany.
Film, nie byłby tak dobry, gdyby nie aktor, grający głównego bohatera. Will Smith, który już nie raz udowodnił nam, że świetnie czuje się w dramacie i tu pokazał swój kunszt. Oglądając go w tej roli jesteśmy w stanie poczuć wszystkie emocje, które targają jego bohaterem. Nie musi przy tym robić przerysowanych min, czy gestów. Moim zdaniem jest to jego kolejna, genialna kreacja.
Po tym filmie nie powinniśmy się spodziewać cudów. Jedni zakochają się w nim, inni go znienawidzą, ale na pewno zostanie w pamięci na bardzo długo. Ta produkcja przywraca wiarę w ludzi, w ich uczynność i empatię. A przede wszystkim wzrusza, więc chusteczki to obowiązkowa rzecz w jaką trzeba się zaopatrzyć przed włączeniem filmu. Po wyłączeniu filmu, aż chce się komuś pomóc.

 8/10
Kasia


4 komentarze:

  1. Kocham ten film:D
    Dziękuję Ci za tego bloga, bardzo mi pomaga

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa ta twoja recenzja:)obserwuje mam nadzieję że mnie też kiedyś zaobserwujesz:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba się skuszę na ten film ! : D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze. To one dodają mi energii na pisanie dalszych recenzji:D