piątek, 31 sierpnia 2012

Kac Vegas w Bangkoku/Hangover Part II

Wiem, że dawno mnie nic nie wstawiałam, ale postaram się poprawić. Dziękuję za tak liczne wejścia to naprawdę dużo dla mnie znaczy. Dziękuję też za komentarze, bo dzięki nim wiem co Wy myślicie. Oby tak dalej:)

I znowu ten kaca!

Każdy ceniący się producent z Ameryki świetnie zdaje sobie sprawę, że nie zabija się kury znoszącej złote jajka. Dlatego nie zdziwił mnie fakt, że po spektakularnym sukcesie „Kac Vegas” pojawiła się jego kontynuacja. Pomysł na sequel był prosty: nie namęczyć się przy scenariuszu – zróbmy wszystko tak samo tylko zmieńmy miejsce. Przynajmniej tak to wygląda.
Po prawie dwóch latach przyjaciół czeka kolejny wieczór kawalerski. Stu (Ed Helms), który w Vegas został pozbawiony przedniego zęba, żeni się. Jego wybranką nie zostaje jednak striptizerka pamiętana z pierwszej części, ale piękna Tajka Lauren. Na ślub zaprasza on oczywiście swoich przyjaciół i, po dłuższych namowach, Alana (Zach Galifianakis). Podróż do Tajlandii jest długa, ale czego się nie robi dla przyjaciela. 
Na miejscu okazuje się, że wieczór kawalerski pozostaje kwestią sporną. Stu nie chce w tradycyjny sposób pożegnać się ze stanem kawalerski, na co nalega Phil (Bradley Cooper).  W końcu, jako kompromis, wybierają się na plaże aby wypić jedno piwo przy ognisku... Każdy kto oglądał pierwszą część doskonale wie jak wygląda to jedno piwo. Od tego miejsca wszystko zaczyna się tak samo jak w Vegas. Z tą różnicą, że teraz szukają Teddy’ego (Mason Lee), który jest genialnym bratem Lauren, a którego towarzystwa nie może znieść Alan.
Film był reklamowany jako wspaniała komedia na której uśmiejemy się po pachy. Wcale tak nie było. Podczas prawie dwóch godzin filmu śmiałam się może raz. Większość gagów była stara i użyta już tysiące razy. A fabuła była tak przewidywalna, że miejscami prawie przysypiałam.
Nie wiem kto wpadł na pomysł powtarzania tego samego scenariusza w kolejnych częściach, ale był to bardzo niedobry pomysł. Ile można śmiać się z tych samych rzeczy? Wszystko się kiedyś nudzi. Jedyna rzecz jaka mi się podobała to zdjęcia, bo Bangkok pokazany został bardzo fajnie.
 Wiem już, że będzie kolejna część Kac Vegas i jestem pewna, że na nią nie pójdę, bo to strata pieniędzy. Tak jak obejrzenie tego filmu było stratą czasu. Szczególnie rozczarowało mnie to, że Doug (Justin Bartha) znowu zszedł na dalszy plan i właściwie nie brał udziału w całej akcji. 
5/10
Kasia

sobota, 11 sierpnia 2012

Gnomeo i Julia/Gnomeo and Juliet

Na początku chciałabym wszystkim podziękować za wchodzenie na tego bloga:) W końcu mam już ponad 1000 wejść! Bardzo się z tego cieszę i oby tak dalej.
Dzisiaj mam dla was kolejną animację, ale jest to też ostatnia recenzja przed moim wyjazdem. Więc do zobaczenia po 19 sierpnia.

"Co zwiemy chwastom pod inną nazwą chwastom pozostanie"

Adaptacji „Romea i Julii” było już wiele. Zakazana miłość to temat, który jest wiecznie na fali, więc nie ma się co dziwić, że powstaje mnóstwo filmów o takiej tematyce. Ale czy przekazanie tego wspaniałego dramatu w formie animacji to nie jest lekka przesada? Sądzę, że nie!
Przy ulicy Verona Drive stoi bliźniak, którego mieszkańcy nienawidzą się nawzajem. Niebieską stronę zajmuje Pani Montecka, a czerwoną Pan Kapulecki. Niestety nienawiść mieszkańców przenosi się też, na mieszkańców ich ogrodów, a mianowicie: niewinne, krasnale, które…OŻYWAJĄ. Znacie to skądś? No jasne, to stary pomysł Disneya wykorzystany w „Toy Story”. Tutaj lekko odtwórczy, ale kopiowanie to najwyższa forma pochlebstwa...
Oczywiście, każdy z ogrodów ma swojego przywódcę. Przywódcą niebieskiego jest Modrabulwa, a czerwonego Ogniomur, który ma małe problemy z poprawną polszczyzną, ale jaka jest różnica między refluksem, a refleksją? Obydwa ogrody rywalizują ze sobą we wszystkim. Prowadzą nawet bardzo ciekawe wyścigi na kosiarkach. Nie brakuje też brzydkich zachowań jak na przykład wrzucanie ślimaków do ogrodu wroga, czy sprejowanie studni na kolor przeciwnego obozu. Gnomeo (syn Modrejbulwy) bardzo lubi uczestniczyć w tych utarczkach. Szczególnie kiedy może dać prztyczka w nos Tybaltowi. Kiedy jednak poznaje Julie wszystko się zmienia. Dalszą historię już znacie... Tylko, jak to się zakończy? Czy będziemy mieli happy end, a może wszystko potoczy się jak w dramacie?
Trzeba przyznać, że animacja wizualnie jest przygotowana w najdrobniejszym szczególe. Postacie naprawdę wyglądają jak z gliny, a otoczenie ma przepiękne kolory, idealne na scenerię bajkową. Podoba mi się też sposób uchwycenia zawiści ludzkiej. Jest ona pokazana subtelnie, ale niestety prawdziwie.
Moją ulubioną postacią, która zasługuje na szczególną uwagę jest Faflamingo, któremu głosu użyczył Cezary Pazura. Nie zgadzam się, że jest to kopia Sida z Epoki Lodowcowej, bo chodź Faflamingo też sepleni, robi to w inny sposób. To jedna z tych postaci, które naprawdę bawią i mają najfajniejsze kwestie. Drugą z postaci, która stanowczo ma najlepsze teksty jest Dżaneta, która jest odpowiednikiem niani Julii. Ta rola to debiut dubbingowy Olgi Omeljaniec i trzeba przyznać, że bardzo udany. Jednak to piosenka Parysa zapada w pamięć na długo. Piotr Adamczyk popisał się tu swoimi umiejętnościami wokalnymi, a raczej ich brakiem...
Cały film nie jest na pewno najwyższych lotów, ale uważam, że jest on przyjemny. Stanowczo świetny dla najmłodszych, ale myślę, że starszym też się spodoba. Czasami trzeba obejrzeć coś co sprawi, że poczujemy się jak dzieci.

6/10
Kasia