wtorek, 5 lutego 2013

Hotel Ruanda/Hotel Rwanda

"A co jeśli powiedzą: Jakie to straszne i wrócą do kolacji?"

6 kwietnia 1994 roku – dzień w którym zaczęła się najbardziej krwawa wojna domowa w Ruandzie. Wojna, która pochłonęła około miliona osób (głównie z plemienia Tutsi) w ciągu 100 dni, na oczach całego Zachodu, przy obecności wojsk ONZ. Konflikt u którego podstaw Europejczycy położyli swój kamień, osiągnął szczyt zaraz po zestrzeleniu prezydenckiego samolotu.
Przyznam, że Hotel Ruanda to jeden z najbardziej refleksyjnych filmów jakie widziałam. Jest to oparta na faktach opowieść o mężczyźnie, który poświęcił wszystko żeby ratować żyć swojej rodziny, przyjaciół i wielu obcych Hutu i Tutsi. Jest to jednak opowieść również o nas, wygodnych Europejczykach, których ogarnia niemoc i znieczulica.
Paul Rusesabagina (Don Cheadle) to zwykły mężczyzna, który pracował jako menadżer luksusowego hotelu. To zwykły, nie zwykły bohater. Sam należał do plemienia Hutu i chodź nie czuł się bezpieczny, żył na dobrym poziomie. Jednak manifestacje w kraju zaczęły przybierać na sile, a on wchodził w coraz większe układy ze wszystkimi, którzy znaczyli coś w Ruandzie. Kiedy usłyszał w radiu: „Pora ściąć wysokie drzewa” (co było hasłem do rozpoczęcia czystki etnicznej) poświęcił całe swe oszczędności i wszystko co miał, by ocalić niewinnych. Szybko okazało się, że jedynym bezpiecznym miejscem jest hotel de Mille Collines, w którym pracuje.
Hotel Ruanda to świetna ekranizacja 100 dni masakry jaka rozegrała się w tym małym państewku. Bardzo ciężko jest napisać coś o tym filmie nie rozwodząc się długo nad istotą konfliktu szczególnie, że jest on bardzo interesujący. To co trzeba wiedzieć przed obejrzeniem go, to na pewno to, że nie wiadomo kto zestrzelił prezydencki samolot od którego to wszystko się zaczęło. W filmie, z radia propagandowego słychać, że zrobili to Tutsi, ale to nie jest potwierdzona informacja i nie należy w nią wierzyć.
Tak jak pisałam na początku, to nie jest jedynie opowieść o tej tragedii jest to też pokazanie naszego braku zaangażowania, naszego jako Europejczyków. Tak naprawdę to my jesteśmy winni wielu konfliktom w Afryce i na świecie. Dobitnie pokazują to te słowa: „Według belgijskich kolonistów, Tutsi są wyżsi, przystojniejsi. To Belgowie stworzyli ten podział. Wybierali ludzi z węższymi nosami, jaśniejszą skórą". Widać jak bardzo podział ten jest bezsensowny, ale bezlitośnie pokazuje to, jak bardzo jesteśmy odpowiedzialni za ten problem. Nasz brak zainteresowania Ruandą dobitnie widać kiedy jeden z dziennikarzy pokazuje zdjęcia z ciałami rozrzuconymi na ulicy. Paul była zachwycony tym, ze pokażą to w głównym wydaniu wiadomości, był przekonany, ze to coś zmieni. Wtedy dziennikarz tłumaczy mu, że tak na prawdę to prawdopodobnie nikt się tym nie przejmie.
 Jednak najbardziej dobitnie pokazana jest utopia w jaką wierzą właściwie wszyscy: ONZ. W trakcie tej 100 dniowej masakry na miejscu ciągle stacjonują wojska ONZ. Jednak jak się dowiadujemy nie mogą oni nic zrobić, nawet strzelać. ONZ tak naprawdę w ogóle nie zainteresowało się tym konfliktem, nie zrobiło nic, żeby uratować Ruandczyków. Garstka żołnierzy, która została w Ruandzie stanowiła tylko przykrywkę i chodź ich dowódca - pułkownik Oliver (w tej roli Nick Nolte) - starał się jak mógł, tak naprawdę nie mógł nic zrobić. 
Moim zdaniem powinno nas to skłaniać do przemyśleń. Przestać myśleć: „Nic na to nie poradzę”, „To nie moja sprawa”, bo wszystko nas dotyczy. Powinniśmy spojrzeć dalej niż czubek naszego nosa!  Na Europie nie kończy się świat. A konflikty są wszędzie, nie tylko w Ruandzie. W mojej opinii to jeden z najlepszych filmów jakie ostatnio widziałam i polecam wszystkim, bo warto!

10/10
 Kasia

2 komentarze:

  1. Dosyć ostro pojechałaś nas, a przecież nie wszyscy jesteśmy temu winni... Ja nie tworzyłam tych podziałów... Ale co do jednego się zgadzam: mamy gdzieś Afryke!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy to pisałam, nie miałam na myśli dosłownie tego, że to TY miałaś jakiś wpływ na to, ale jako mieszkańcy Europy, wszyscy jesteśmy po części odpowiedzialnie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze. To one dodają mi energii na pisanie dalszych recenzji:D