Dzisiejszy post, jest prawdopodobnie ostatnim przed moim wyjazdem. Dlatego zastanawiałam się nad jakimś ciekawym filmem, z którym mogłabym Was zostawić. A ponieważ jadę do Francji, pomyślałam o francuskim filmie albo filmie o Francji. W końcu wymyśliłam - "O północy w Paryżu"!
Tak w kwestii formalnej nie będzie mnie co najmniej przez najbliższe dwa tygodnie.
Jak można nie zakochać się w Paryżu nocą?
Każdy, kto chociaż raz był w
Paryżu, zgodzi się ze mną, że to wymarzone miejsce do kręcenia filmów. Nic więc
dziwnego, że po odwiedzeniu Londynu („Poznasz przystojnego bruneta”) i
Barcelony („Vicky Cristina Barcelona”), Woody Allen wybrał się ze swoją ekipom
właśnie tam. Stanowczo była to udana podróż, bo wrócił z niej ze wspaniałym
filmem.
„Paryż najpiękniej wygląda w
deszczu” – tak twierdzi główny bohater filmu, Gil (Owen Wilson). Czy to prawda?
Przez większa część filmu nie jest nam dane się przekonać. Głównie przez
narzeczoną Gila – Inez (Rachel McAdams), która nie widzi nic wspaniałego w
chodzeniu w deszczu po Paryżu i moknięciu. Ta para wydaje się zupełnie do
siebie nie pasować. On kocha Paryż, a dla niej to kolejne miasto, nic
szczególnego. On nie lubi zatłoczonego LA, a ona je kocha. On chce zamieszkać w
Paryżu, a ona nawet nie bierze tego pod uwagę. On chce być artystą, nie chce
już dłużej pisać scenariuszy, bo tego nienawidzi. Gil chce zostać pisarzem i to
takim przez duże „P”. Ona udaje, że to tylko taka jego zachcianka, przecież
jako pisarz nie zarobi tyle, co jako scenarzysta. Można tak wyliczać w
nieskończoność. Wielką zagadką pozostaje to, co ich połączyło.
Jednak główny bohater zauważa te
różnice dopiero po przybyciu do Paryża. W tym mieście miłości, świeżo zaręczeni
mają dopracować szczegóły ślubu i dalszego życia. Okazuje się, że nie jest to
takie proste, skoro obydwoje chcę mieszkać w różnych miejscach, na różnych
kontynentach. Wszystkiego dopełnia pojawienie się przyjaciela Inez – Paula (Michael
Sheen). Ewidentnie widać, że między tą dwójką coś jest, tylko co?
Ale, jak na ironie, to właśnie jemu
Gil zawdzięcza najwspanialszą przygodę życia. Kiedy pewnego wieczora Paul
zabiera Inez na imprezę, Gil wybiera się na samotny spacer ulicami Paryża.
Jednak nie zna on tego miasta tak bardzo jakby chciał i się gubi. Przystaje na
pewnych schodach i bezradnie czeka. Kiedy dzwony wybijają północ nadjeżdża
samochód. Wtedy wszystko się zmienia. Gil wsiada do samochodu, który zabiera go
do jego wymarzonych czasów, do Paryża Hemingwaya, Fitzgeralda i Picassa!
Wyobraźcie sobie jego zdziwienie kiedy staje oko w oko z Hemingwayem (Corey
Stoll), który jest jego idolem, a to dopiero początek.
Woody Allen to stanowczo wspaniały reżyser, aktor i
scenarzysta. Jeśli w to nie wierzycie, po obejrzeniu tego filmu uwierzycie!
Wydaje się, że przenoszenie się w przeszłość, nie jest niczym nowym, ale w „O
północy w Paryżu” nie mamy żadnej magicznej machiny, ani szalonych naukowców.
Jest tylko postać i wyobraźnia. To coś czego, jeszcze nigdy nie widziałam w
filmie.
Fabuła oparta
jest na micie Złotego Wieku. Ludzie, którzy go wyznają uważają, że wszystko co
najlepsze w kulturze już minęło. Okazuje się, że jest bardzo wielu takich
ludzi. „O północy w Paryżu” pokazuje, że nie ma idealnej epoki, nie ma
idealnego czasu, to wszystko nie istnieje, liczy się tylko tu i teraz. Nie
możemy przecież całe życie myśleć o przeszłości. Allen ugodził w nasze ciągłe
narzekania: „Jak kiedyś było cudownie”, „Jak ja bym chciał żyć w dawnych
czasach”, „Jak bardzo chciałbym żyć gdzieś indziej”... Geniusz tego pomysłu
widać w każdej scenie, w każdym kadrze. A nam, jako prostym widzom, pozostaje
jedynie przyznanie w głowie: „Ja też marze, żeby żyć gdzieś indziej”.
Jednego jesteśmy
pewni oglądając ten film – wszystko się może zdarzyć. Tylko, czy Gil jest w
stanie żyć w dwóch czasach na raz.
Od razu widać,
że Owen Wilson w roli Gila to kolejne alter ego Woody’ego. Nawet sposób gry
Owena do złudzenia przypomina ten pokazywany przez Allena. W tej roli ujmuje
szczerość i nieporadność bohatera. Ale według mnie prawdziwym talentem wykazali
się charakteryzatorzy. Wszystkie znane postacie, takie jak: Hemingway, Salvador
Dali, czy Picasso, zostali genialnie pokazani i kiedy spojrzymy na ich zdjęcia
w internecie, są właściwie identyczni. Swoje zrobiły też piękne plenery i niesamowita
magia otoczenia. To wspaniałe jak Woody to uchwycił.
Uważam, że film
jest świetny, choć bez wyraźnej akcji, to wciąga. „O północy w Paryżu” to
piękna bajka, którą można oglądać w nieskończoność i chodź, ani się przy niej
nie płacze, ani szczególnie nie wybucha śmiechem, to jest naprawdę genialna. Może właśnie przez to, że subtelna:D
10/10
10/10
Kasia
Muszę to obejrzeć, Paryż! Kurcze jak ja Ci zazdroszczę, że tam jedziesz:D
OdpowiedzUsuńMiłej podróży i wracaj szybko z kolejnymi recenzjami:D
ja tez kocham Paris !
OdpowiedzUsuńps. masz ochote na wzajemna obserwacje ?