Zbuntowany i dziewczyna po przejściach...
„Twój na zawsze” to znacznie więcej
niż pusta historia miłosna, jest czymś więcej niż to czego się po nim
spodziewałam. Ale najpierw musicie zapomnieć o wszystkim, co myślicie, że
wiecie o tym filmie i o wszystkim, co myślicie o Robercie Pattinsonie. Zapomnijcie,
że znacie go jako wampira i dajcie się ponieść tej historii.
Mała dziewczynka stoi z mamą na
stacji. Jest ciemno i pusto. Nagle pojawia się dwóch nastolatków, jeden
zastrzela jej matkę. Jeśli to jest pierwsza scena to następne mogą być już
tylko lepsze.
Tyler (Robert Pattinson) ma
skłonność do wpadania w kłopoty. Pewnego dnia wdaje się w bójkę. Surowy
policjant, który zjawia się na miejscu nie chce mu odpuścić i zabiera go na
komisariat mimo, że Tyler nic właściwie nie zrobił. Kiedy ojciec (Pierce Brosnan)
wyciąga go z więzienia, chłopak jest wściekły na funkcjonariusza. Na swojej
drodze spotyka jego córkę, Ally (Emilie de Ravin). Chłopak postanawia ją uwieść
i w ten sposób zemścić się za swoje krzywdy.
Sama fabuła wydaje się prosta, ale
taka wcale nie jest. W miarę jak rozwija się film dowiadujemy się coraz więcej
rzeczy. Okazuje się, że Ally to właśnie ta mała dziewczynka ze stacji, która
nie może dogadać się z ojcem, po stracie matki. Tyler ma podobny problem, nie
może poukładać sobie życia po samobójstwie jego brata. Nie pomagają mu w tym
rodzice, którzy po tym wydarzeniu rozwodzą się i nie zajmują się swoim synem.
Przez to wszystko stara się on odciąć od nich jak najbardziej się da. Pomimo,
że jego ojciec jest wystarczająco bogaty żeby zapewnić mu wspaniałe życie,
Tyler mieszka w małym mieszkanku z kolegom. Widać, że obydwoje są bardzo
zagubieni i to ich zbliża. Każde z nich czuje, jakby nikt nie był w stanie ich
zrozumieć. Tylko, czy to wystarczy aby zaniechać zemsty i być razem na zawsze?
Idąc na film z Robertem nikt nie
spodziewał się ambitnej historii. Kiedy przeczytałam hasło promujące film:
„miłość może być wieczna”, pomyślałam: wampir. Byłam przekonana, że nawet jeśli
to nie opowieść o przystojnym wampirze, to na pewno nudne love story. Cieszę
się, że okazało się zupełnie odwrotnie.
Trzeba przyznać, że Rob idealnie
nadawał się do tej roli. Oderwany od rzeczywistości, odpalający papierosa za
papierosem, wybijający szyby i kłócący się z ojcem chłopak to stanowczo to,
czego mu trzeba było. W tym filmie miał okazję pokazać trochę inną twarz, nie
musiał być cudowny i idealny. Był zupełnym przeciwieństwem Edwarda (głównego
bohatera „Sagi: Zmierzch”).
To co w tym filmie porusza to
prawda, która aż bije z ekranu. Historia wydaje się tak prawdopodobna, że
dziwi, że nie wydarzyła się naprawdę. Chodź chyba najbardziej poruszające jest
zakończenie. Oglądając film nikt się go zapewne nie spodziewał.
Wydaje mi się, że ten film to
największe zaskoczenie dla wszystkich fanów i anty-fanów Roberta Pattinsona,
który pokazał że umie grać. To kolejny przykład, że nie należy oceniać filmu po
aktorach. Czasami warto się przełamać i obejrzeć, coś co może okazać się
wspaniałą i wzruszającą historią. Nawet jeśli na taką nie wygląda.
10/10
Kasia
to piękny film...
OdpowiedzUsuńOglądałam go już jakiś czas temu ale pozytywnie mnie zaskoczył muszę przyznać;)
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM! ryczalam strasznie.. a ogólnie, to świetny blog! :D wpadnij do mnie *: obserwuj, jeśli blog Ci się podoba :) masz twittera? follow? @viktoriapoland :)
OdpowiedzUsuńGdy odkryłam przez przypadek twojego bloga przeczytałam wszystkie posty.
OdpowiedzUsuńChciałam wybrać coś ciekawego bo zawssze z koleżanką oglądamy filmy :]. Twój opis tak mnie zaciekawił, że poprostu musiałam oglądnąć.
Film świetny...:)