"W ciągu siedmiu dni Bóg stworzył świat..."
„Siedem dusz” to film o którym
ciężko powiedzieć cokolwiek nie zdradzając całej fabuły. Dlatego tak trudno
jest go recenzować. Nawet zwiastuny zostały okrojone tak, żeby nie pokazać nam
zbyt dużo. Wiemy tylko, że Will musi komuś pomóc, dokładnie siedmiu osobom,
dlaczego akurat siedmiu?
„W
ciągu siedmiu dni Bóg stworzył świat, a w ciągu siedmiu sekund ja zniszczyłem
mój", takie słowa słyszymy na samym początku. Wprowadza nas to w poważny
nastrój, który towarzyszy nam do końca. W tym jednym zdaniu zawarta jest też
tajemnica głównego bohatera. Skoro on zniszczył swój świat, to w jaki sposób?
Wszystko zaczyna się
bardzo zachęcającą sceną. Ben Thomas(Will Smith) dzwoni pod 911, żeby wezwać
karetkę do samobójcy, później okazuje się, że tym samobójcą jest on. Dlaczego
zdecydował się na taki krok? Czy naprawdę się zabije? W jaki sposób? Początek
zostawia w nas wiele pytań. Po takim wstępie może być już tylko lepiej.
Cały film opiera się na
retrospekcjach z życia Bena. Dowiadujemy się, że chce on odkupić swoje winy,
naprawiając życie innych. Wyjaśnia się też zagadka siedmiu dusz. Tylko w jaki
sposób jest w stanie pomóc osobom kalekim, biednym lub chorym? Tego nie
zdradzę, ale sama nie spodziewałam się takiego zakończenia. Powiem wam tylko
tyle, że Ben spowodował wypadek w którym zginęła jego żona i dziecko, to chyba
wystarczający powód, żeby strać się naprawić życie innych.
„Siedem dusz” to kolejny film
Gabriela Muccino, przy którym współpracował z Willem Smithem. Nikogo to pewnie
nie dziwi, skoro ich poprzedni film: „W pogoni za szczęściem” zebrał bardzo
dobre opinie wśród widzów. Z tym nie jest inaczej. Chodź nie jest to film
akcji, utrzymuje widza przed telewizorem przez dwie godziny, w ciągłym
napięciu. Starając się nie oderwać wzroku od ekranu, aby nie umknął mu żadna
scena, która mogłaby być tą najważniejszą. Fabuła wymaga ciągłego zaangażowania
widza, liczy na jego emocjonalność i na pewno na długo zostaje w pamięci. Nie
ma w niej też rzeczy przypadkowych, wszystko jest ważne.
Przy fabule należy wspomnieć, że jest
to debiut Granta Nieporte’a jako scenarzysty filmowego. Ten telewizyjny autor
postanowił spróbować swoich sił w świecie filmu i debiut okazał się bardzo
udany. Szkoda tylko, że od tego czasu nie napisał, żadnego innego scenariusza,
który zostałby zekranizowany.
Film, nie byłby tak dobry, gdyby
nie aktor, grający głównego bohatera. Will Smith, który już nie raz udowodnił
nam, że świetnie czuje się w dramacie i tu pokazał swój kunszt. Oglądając go w
tej roli jesteśmy w stanie poczuć wszystkie emocje, które targają jego
bohaterem. Nie musi przy tym robić przerysowanych min, czy gestów. Moim zdaniem
jest to jego kolejna, genialna kreacja.
Po tym filmie nie powinniśmy się
spodziewać cudów. Jedni zakochają się w nim, inni go znienawidzą, ale na pewno
zostanie w pamięci na bardzo długo. Ta produkcja przywraca wiarę w ludzi, w ich
uczynność i empatię. A przede wszystkim wzrusza, więc chusteczki to obowiązkowa
rzecz w jaką trzeba się zaopatrzyć przed włączeniem filmu. Po wyłączeniu filmu,
aż chce się komuś pomóc.
8/10
Kasia
Kocham ten film:D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za tego bloga, bardzo mi pomaga
ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńciekawa ta twoja recenzja:)obserwuje mam nadzieję że mnie też kiedyś zaobserwujesz:):)
OdpowiedzUsuńChyba się skuszę na ten film ! : D
OdpowiedzUsuń