I znowu ten kaca!
Każdy ceniący się producent z
Ameryki świetnie zdaje sobie sprawę, że nie zabija się kury znoszącej złote
jajka. Dlatego nie zdziwił mnie fakt, że po spektakularnym sukcesie „Kac Vegas”
pojawiła się jego kontynuacja. Pomysł na sequel był prosty: nie namęczyć się
przy scenariuszu – zróbmy wszystko tak samo tylko zmieńmy miejsce. Przynajmniej
tak to wygląda.
Po prawie dwóch latach przyjaciół czeka kolejny wieczór kawalerski. Stu (Ed Helms), który w Vegas został pozbawiony
przedniego zęba, żeni się. Jego wybranką nie zostaje jednak striptizerka
pamiętana z pierwszej części, ale piękna Tajka Lauren. Na ślub zaprasza on
oczywiście swoich przyjaciół i, po dłuższych namowach, Alana (Zach
Galifianakis). Podróż do Tajlandii jest długa, ale czego się nie robi dla
przyjaciela.
Na miejscu okazuje się, że wieczór
kawalerski pozostaje kwestią sporną. Stu nie chce w tradycyjny sposób pożegnać
się ze stanem kawalerski, na co nalega Phil (Bradley Cooper). W końcu, jako kompromis, wybierają się na
plaże aby wypić jedno piwo przy ognisku... Każdy kto oglądał pierwszą część doskonale wie
jak wygląda to jedno piwo. Od tego miejsca wszystko zaczyna się tak samo jak w
Vegas. Z tą różnicą, że teraz szukają Teddy’ego (Mason Lee), który jest
genialnym bratem Lauren, a którego towarzystwa nie może znieść Alan.
Film był reklamowany jako wspaniała
komedia na której uśmiejemy się po pachy. Wcale tak nie było. Podczas prawie
dwóch godzin filmu śmiałam się może raz. Większość gagów była stara i użyta już
tysiące razy. A fabuła była tak przewidywalna, że miejscami prawie przysypiałam.
Nie wiem kto wpadł na pomysł
powtarzania tego samego scenariusza w kolejnych częściach, ale był to bardzo
niedobry pomysł. Ile można śmiać się z tych samych rzeczy? Wszystko się kiedyś nudzi. Jedyna rzecz jaka mi się podobała to zdjęcia, bo Bangkok pokazany został bardzo fajnie.
5/10
Kasia
popieram . ! Oglądałam chyba 30 min i wyłączyłam bo nic szczególnego się nie działo ; ))
OdpowiedzUsuń- admin stylówki
Nie widziałam ani jedynki, ani dwójki. Właściwie to sama nie wiem czemu, bo moje kumpele gorąco polecały mi jedynkę... Jakoś się nie złożyło, ale może kiedyś to nadrobię:)
OdpowiedzUsuńWyszło by na pewno :D trzeba tylko parę razy spróbować :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że postów przybywa :) Muszę powiedzieć, że pisanie recenzji idzie Ci coraz lepiej, musisz jeszcze popracować nad stylistyką, ortografią, miejscami pojawiają się też literówki. Ale droga do kariery jest ciężka i usłana cierniami:) pracuj tak dalej !! Pisz jak najwięcej i słuchaj rad doświadczonych "pisarzy". Brakuje mi jednak recenzji kultowych filmów, jak Pulp Fiction, Milczenie owiec, itp. Ciekawe z jakiego kąta będziesz w stanie na nie patrzeć. Pozdrawiam i wytrwałości życzę!!!
OdpowiedzUsuńfilmy amerykańskie to filmy amerykańskie :D coraz większa komercha i tyle. miejmy nadzieję, że coś niedługo się zmieni, bo jeżeli nie to będzie źle! pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńwww.paintingneverland.blogspot.com
świetny blog ;) dodaję go do obserwowanych .
OdpowiedzUsuńJeśli moje notki oraz posty z serii D.I.Y podobają ci się, będzie mi miło jeśli zrobisz to samo ;)
Pozdrawiam anka koper